Klub Historyczny im. AK
Zajęcia pozalekcyjne
Statystyki
Odsłon : 2032035Designed by: |
Ocalić od zapomnienia |
Wpisany przez ks. Grzegorz |
czwartek, 22 maja 2014 11:17 |
W związku z planowaną II Sesją Klubu Historycznego im. Armii Krajowej w ZSCKR, która odbędzie się w dzień poprzedzający kolejną rocznicę śmierci (28 maja 1981 r.) księdza kardynała Stefana Wyszyńskiego – Prymasa Polski, żołnierza Armii Krajowej w czasie Powstania Warszawskiego 1944 roku, zapraszam do lektury skromnego opracowania.
Tekst powstał na podstawie książki Normana Daviesa „Powstanie 44” i Jana Pawła II „Pamięć i tożsamość” i posłużył, jako scenariusz przedstawienia teatralnego o Powstaniu Warszawskim.
Młody człowiek, we współczesnym czasie, odnajduje przypadkowo zapiski powstańca i stopniowo zapoznaje się z ich treścią zadając przy tym w myślach pytania dotyczące opisanych tam sytuacji. Mam nadzieję, że każdy, kto będzie czytał tekst, zada sobie pytania i znajdzie odpowiedź w treści dialogu „Ocalić od zapomnienia”.
Ponadto warto wspomnieć, że Kardynał Stefan Wyszyński i Kardynał Karol Wojtyła (późniejszy Jan Paweł II) koronowali Figurę Matki Bożej Sejneńskiej 7 września 1975 roku w Sejnach. Do artykułu dołączono fotografie z koronacji Figury Matki Bożej.
„Ocalić od zapomnienia” autor: ks. Grzegorz Kunko
Co to jest? Zapiski powstańca, z sekcji literackiej Komendy Głównej Armii Krajowej.
Grupa ta skupiała wielu autorów, poetów, kompozytorów w celu tworzenia pieśni i piosenek patriotycznych. Następnie podwórkowe kapele warszawskie śpiewały te utwory w okupowanej Warszawie.
O, widzę, że młody człowiek szuka sensu walki. Zastanawia się nad wolnością. Problem użycia wolności. To ciekawe.
Jeżeli jestem wolny, to znaczy, że mogę używać własnej wolności dobrze albo źle. Jeżeli używam jej dobrze, to i ja sam przez to staję się dobry, a dobro, które spełniam, wpływa pozytywnie na otoczenie. Jeżeli zaś źle jej używam, konsekwencją tego jest zakorzenienie się i rozprzestrzenianie zła we mnie i w moim środowisku.
Ojczyzna. Co on tu napisał.
Ojczyzna to dziedzictwo, a równocześnie wynikający z tego dziedzictwa stan posiadania – w tym również ziemi, terytorium, ale jeszcze bardziej wartości i treści duchowych, jakie składają się na kulturę danego narodu. Nawet wówczas, gdy Polaków pozbawiono terytorium, a naród został podzielony, dziedzictwo duchowe, czyli kultura przejęta od przodków, przetrwało w nich. Co więcej, wyjątkowo dynamicznie ich rozwinęło.
Patriotyzm. Hm.... ciekawe.
Patriotyzm oznacza umiłowanie tego, co ojczyste: umiłowanie historii, tradycji, języka czy samego krajobrazu ojczystego. Jest to miłość, która obejmuje również dzieła rodaków i owoce ich geniuszu.
Dziś zarzuciliby temu człowiekowi zapędy nacjonalistyczne. Ciekawe, co napisze dalej? Już mam.
Charakterystyczne dla nacjonalizmu jest to, że uznaje tylko dobro własnego narodu i tylko do niego dąży, nie licząc się z prawami innych narodów. Patriotyzm natomiast, jako miłość ojczyzny, przyznaje wszystkim innym narodom takie samo prawo jak własnemu, a zatem jest drogą do uporządkowanej miłości społecznej.
Tu jest mądrość. Ten człowiek miał naprawdę Polskę w sercu.
Co by tu sobie poczytać. Mam trochę wolnego czasu. Coś ambitnego. O! Mam. Łącznik bojowy Armii Krajowej – Powstanie 1944.
Miał za zadanie dostarczanie ważnych rozkazów do oddziałów powstańców w różnych częściach miasta, nieraz pod ostrym ostrzałem ze strony Niemców.
Pewnie kolejne wspominki i przechwalanie się: jaki to ja byłem odważny itp. Itd. ... hm ...
Nieraz pytano mnie, czy w czasie Powstania bardzo się bałem. Oczywiście, gdy obok wybuchała bomba, rozrywał się pocisk, gdy świstały kule, odczuwałem naturalnie strach. Kryłem się za mur, schylałem głowę, schodziłem do schronu. Jednakże przeważał we mnie dziwny spokój i jakieś przekonanie, że z Bożą opieką wyjdę z Powstania żywy. Nawet byłem z tego trochę dumny i patrzyłem z pewną wyższością na tych, co okazywali więcej strachu.
A nie mówiłem? Ale poczytam sobie dalej.
Kiedy pewnego razu patrzyłem na ludzi, którzy słysząc dochodzące gdzieś z daleka wybuchy, pospiesznie uciekali do schronu, dziwiłem się, że tak mało mają ufności w Bożej opiece. Aż tu nagle usłyszałem ryk nadlatującego samolotu i przeżyłem okropny atak strachu, jakiego nigdy nie doznałem ani przedtem, ani potem, a zdawałem sobie sprawę, że ten atak strachu jest bezsensowny – zwykle to najpierw walą bomby, a dopiero potem słyszy się samolot. Zrozumiałem wtedy, że ten mój spokój i odwaga to nie jest moje jakieś „męstwo”, ale łaska Boga.
Czytam pamiętnik uczciwego człowieka. Ciekawe, skąd on brał tyle sił i odwagi?
Różaniec.
Różaniec???
Moja matka dała mi różaniec, kiedy wychodziłem z domu do swojego oddziału, w dniu wybuchu Powstania Warszawskiego. To jest testament mojej matki. To źródło mojej odwagi. Nigdy więcej jej nie zobaczyłem. Zginęła pod gruzami kamienicy po bombardowaniu przez niemieckie lotnictwo.
Opowiadanie się rozwija.
Dla ludzi, którzy codziennie stawali w obliczu śmierci, modlitwa była sprawą najwyższej wagi przez cały czas trwania powstania – zarówno wśród żołnierzy, jak i wśród ludności cywilnej. Kiedy wszyscy przygotowywali się do Powstania, młodzi ludzie w zorganizowanych grupach, pod opieką duchownych, podjęli ideę „modlitwy za walczących”. Ich marzeniem było wezwanie całej Warszawy do modlitwy o ratunek dla Stolicy. Z tą ideą dotarli do dowództwa Powstania i otrzymali zgodę i poparcie. Pomimo wielkiego niebezpieczeństwa, w czasie walk na ulicach, rozwieszali plakaty wzywające do duchowej mobilizacji.
A ja myślałem, że różaniec to dewocja..., że modlitwa to przeżytek...
Ale dzieło: „Walczyłem na barykadach warszawskich w 1944 roku”. Znowu kolejne wspomnienia z cyklu: Powstanie to pasmo nieustannych czynów bohaterskich. A co mi tam, poczytam, zobaczę, co piszą.
Nie należy wyobrażać sobie Powstania jako pasma bezustannych czynów bohaterskich. Walki toczyły się oczywiście bezustannie, ale ludzie są tylko ludźmi, musieli odpoczywać, od czasu do czasu musieli też myśleć o innych sprawach. Myśleli również o miłości, więcej, o utrwaleniu miłości.
No tak, młodość ma swoje prawa...
O tym, żeby była na niej pieczęć, sakrament.
Upssss, to poważna sprawa. Co on pisze?
W Powstaniu znałem dwoje młodych ludzi, narzeczonych, ona łączniczka, on podchorąży – byli w jednym plutonie. Już przed Powstaniem, jak to się mówi, „chodzili ze sobą”, a w czasie Powstania, rozdzieleni, jednak znajdowali te ułamki chwil, żeby od czasu do czasu widywać się ze sobą. W połowie sierpnia, w katedrze jeszcze walk nie było i porozumieli się z proboszczem, który obiecał, że udzieli im ślubu. Wobec tego rzecz odbyła się wieczorem, kiedy ostrzał był nieco mniejszy. Tam podpisali uroczyście akt zawarcia małżeństwa.
Ślub kościelny, Sakrament Małżeństwa... A ja myślałem, że to tylko w legendach: miłość, wierność, uczciwość małżeńska ślubowana przed Bogiem.
Nowy rozdział: siostry zakonne i księża. Co mogli robić w powstaniu? Myślę, że chowali się i czekali, kiedy ucichną działa. O! Mam ciekawy tekst.
Siostry zakonne, z różnych zakonów i klasztorów Warszawy, zasłużyły sobie na powszechny szacunek i uznanie, jako siostry miłosierdzia. Ginęło ich więcej niż ludności cywilnej. Budziły szczególną wściekłość esesmanów i kiedy wpadały w ich ręce, często bywały gwałcone, masakrowane lub mordowane. Siostry opatrywały rannych Powstańców, gotowały, karmiły, opiekowały się też ludnością cywilną, szczególnie dziećmi. Głębokie krypty starych klasztorów służyły za szpitale i schrony.
No dobrze, szacunek im za to. Ale księża pewnie nic nie robili? Już mam odpowiedź.
Księża regularnie odprawiali Msze Święte we wszystkich częściach miasta na otwartym powietrzu, pośród ruin. Przez cały czas byli gotowi pospieszyć z ostatnim namaszczeniem lub poprowadzić pogrzeby. Robili to wszystko z narażeniem życia i tak jak u każdego powstańca: strach mieszał się w nich z odwagą. Rzymskokatolickie duchowieństwo Warszawy i okolic było wciągnięte w sprawy Powstania na wiele różnych sposobów. Część księży mianowano kapelanami przy określonych oddziałach powstańców i opieka duchowa nad żołnierzami stawała się ich głównym zajęciem. Wielu innych zajmowało się opieką duszpasterską nad cywilami – zwłaszcza w zatłoczonych piwnicach i podziemnych szpitalach.
„Los powstańca po 1945 roku”. Ordery, chwała, orkiestra... Taki los bohatera Armii Krajowej. No to sobie poczytamy.
W 1944 roku Armia Czerwona Stalina patrzyła bezczynnie z brzegu Wisły na krwawiącą w powstaniu Warszawę, zamiast wesprzeć Polaków, czekając, aż miasto się wykrwawi i Armia Radziecka wkroczy do Warszawy jako wielki wyzwoliciel i obejmie rządy w Polsce. Stalin wyrażał zdecydowany sprzeciw wobec planowanej pomocy lotnictwa Stanów Zjednoczonych i Anglii dla walczących powstańców.
Nie wiedziałem o tym...
Po zakończeniu wojny w 1945 roku, po okupacji niemieckiej, rozpoczęła się okupacja sowiecka. Władze polskie, sterowane wtedy przez Moskwę, uważały żołnierzy Armii Krajowej za kryminalistów, którzy rozpętali Powstanie Warszawskie w układzie z Niemcami, aby wystąpić przeciw Polsce i przeciw ZSRR. Rozpoczęły się okrutne prześladowania żołnierzy polskiego podziemia i tych, którzy mieli z nim jakikolwiek związek. Aresztowani byli poddawani brutalnym torturom, czekali na zainscenizowane procesy z fałszywymi świadkami. Gnili wiele lat w stalinowskich więzieniach. Byli wysyłani na katorgę na Syberię. Pochowani w nieznanych, anonimowych mogiłach. Często nawet nie było gdzie złożyć kwiatów na znak pamięci.
Czy oni nie przesadzają z tymi opowieściami? Czytam dalej.
To, o czym mówię, jest prawdą. Przeżyłem piekło więzienia stalinowskiego. Sąd skazał mnie w 1947 roku na 8 lat ciężkiego więzienia za służbę w Armii Krajowej i udział w Powstaniu. Funkcjonariusze Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego aresztowali mnie w środku nocy i zawieźli do więzienia w Warszawie, o którą walczyłem w powstaniu. Na przesłuchaniu stosowano wobec mnie kolejno wszystkie etapy metod śledczych. Od początkowego odnoszenia się do mnie na per „pan”, do przejścia na „ty” i coraz bardziej wymyślnych ordynarnych wulgaryzmów pod moim adresem. Oficerowie śledczy nakazali mi wiele tygodni „stójek” (z kilkoma przerwami po jednej nocy), czyli stania na baczność nocami po całodziennych przesłuchaniach z rutynowymi, okrutnymi szykanami. Bicie, wyzwiska. Na koniec wrzucono mnie do karceru nago, na zimny, mokry i brudny po poprzednim więźniu cement, bez możliwości korzystania z toalety przez czterdzieści osiem godzin. Potem zmieniono metody przesłuchania. Przeprowadzano je zazwyczaj w nocy, przy jaskrawym świetle lamp. Nie pozwalano mi spać w dzień. Często musiałem wiele godzin stać w zalanej wodą piwnicy, gdzie nie mogłem usiąść ani położyć się, a stopy puchły mi od wilgoci.
To ponad ludzkie siły.
Wszystkich akowców przetrzymywanych w więzieniach stalinowskich w Polsce głodzono, odwadniano, podtruwano, otępiano lekami, poddawano wstrząsom elektrycznym, kłuto, przypalano, bito z wielkim okrucieństwem, ogłuszano hałasem, zmuszano do picia ogromnych ilości wody. Po takich przesłuchaniach byłem wrakiem człowieka. Zawsze była we mnie nadzieja, raczej iskierka nadziei, że wyjdę z tego piekła na wolność.
„Kardynał Stefan Wyszyński – powstaniec warszawski”. Kardynał i Prymas strzelał do Niemców. To interesujące... Co oni tu piszą?
W czasie II wojny światowej ksiądz Stefan Wyszyński nie był jeszcze ani kardynałem, ani Prymasem Polski. Był między innymi księdzem kapelanem niewidomych w miejscowości Laski pod Warszawą. W 1944 roku Laski znalazły się na terenie działania powstańczego oddziału „Kampinos”. Wobec tego ksiądz Stefan został kapelanem Akowców z Puszczy Kampinoskiej i jego zadaniem nie było strzelanie do wroga, ale opieka duchowa nad powstańcami i towarzyszenie im w trudnych działaniach wojennych. Bóg chciał, aby ksiądz Stefan przeszedł chrzest bojowy – czyli zacięty atak ze strony Niemieckiej – aby przeszedł ogniową próbę zdrów i cały. Był on jednym z wielu kapelanów Armii Krajowej.
No tak. Minęło powstanie, koniec wojny i pewnie wtedy ksiądz Wyszyński wspominał z dumą dawne czasy, z fantazją ułańską, przy kominku...
Ksiądz Stefan – tak mówili na niego w powstaniu – po wojnie, już jako kardynał i Prymas Polski przewodził Kościołowi Polskiemu w bardzo trudnych czasach, w czasach jawnego prześladowania narodu polskiego wierzącego w Boga. Ksiądz Stefan z wielką roztropnością, a jednocześnie odwagą, bronił praw ludzi, chrześcijan, Akowców potępianych przez władze komunistyczne. Za to w 1953 roku został aresztowany i wywieziony z Warszawy. Był więziony w różnych miejscach odosobnienia: w Rywałdzie Królewskim, Stoczku Warmińskim, Prudniku i Komańczy. Przetrzymywany był w surowych warunkach. On też miał klucz do odwagi: różaniec. Stąd jego hasło: „Wszystko postawiłem na Maryję”. W 1956 roku został uwolniony. Wrócił do Warszawy.
Ciekawe, czy wszyscy powstańcy doświadczyli katorgi stalinowskiej?
Niewielu dawnych powstańców stanęło po stronie komunistów prześladujących polskie podziemie konspiracyjne po II wojnie światowej. Jednym z takich rekrutów został Kazimierz Kąkol, były żołnierz powstańczego batalionu „Wigry”. Z komunistami połączyły go ateistyczne poglądy. Nigdy nie wyparł się akowskich powiązań. W latach siedemdziesiątych wybił się jako szef Urzędu do spraw Wyznań w randze ministra. Jego funkcja polegała na śledzeniu, podsłuchiwaniu i maksymalnym utrudnianiu pracy duszpasterskiej Prymasa Polski.
Kazimierz Kąkol – były powstaniec, donosił na Prymasa Polski Kardynała Stefana Wyszyńskiego – byłego powstańca? Jaką miał strategię? O! Już mam.
„Muszę z uśmiechem spełniać obowiązki ministra i z takim samym uśmiechem będę zwalczał religię i Kościół”. Jednocześnie pamiętał, z właściwą sobie perfidią – jako były powstaniec w stosunku do byłego powstańca – o siedemdziesiątej piątej rocznicy urodzin prymasa, posyłając mu z tej okazji bukiet kwiatów.
|