Klub Historyczny im. AK
Zajęcia pozalekcyjne
Statystyki
Odsłon : 2031904Designed by: |
Pożoga |
Wpisany przez Jarosław Jurkiewicz |
czwartek, 08 października 2015 07:54 |
Inspiracją do napisania tego tekstu jest wystawa „Zagłada polskich dworów w województwie białostockim po 1939 roku”, która trafiła do nas z IPN-u, dzięki szkolnemu Klubowi Historycznemu im. AK.
Po 17 września polski dwór stał się elementem obcym klasowo w komunistycznej utopii. Zdarzały się przypadki napadów ludności białoruskiej, mordowania „polskich panów”. Aż trudno uwierzyć, że ponad dwadzieścia lat wcześniej rozegrał się kataklizm dziejowy, przerastający to, co wydarzyło się na ziemiach białoruskich. Proces ten przedstawiła Zofia Kossak-Szczucka w powieści „Pożoga”.
Na tym polega fenomen literatury, że jest w stanie utrwalić to, co przeminęło. Oddajmy głos wybitnej pisarce: „Życie mściło się straszną swoją logiką, podczas gdy nieuchronnie i nieubłaganie dwór za dworem, folwark za folwarkiem padały w zgliszcza i gruzy.
Wycinano sady, rozbierano lub palono dwory.
Runęły zburzone Samczyńce, Beregiele, cudna Eliaszówka z pałacem włoskim tak pięknym, że zdawał się być zjawą, którą wróżka przyniosła i wnet z nią na powrót odleci, Semerynki, stare, ponure muzeum, pełne nieoszacowanej wartości zabytków, drzemiących cicho wśród olbrzymich świerków; Werborodyńce, otoczone niewidzialnej piękności dębami; Derkacze o starym parku w stylu XVII wieku, pełnym „altan westchnień”, kamieni pamiątkowych, posągów, sztucznych ruin, mostów zwodzonych; Wyższa Pohoryła, niegdyś bogata rezydencja Czetwiertyńskich; Ładyhy, rodowa własność Szaszkiewiczów, Werchniaki, Małaszycha, Swinna, Dmitrówka, Łahodyńce – że wymieniam tylko najbliżej nas leżące.
W architekturze dworów kresowych ujawniała się fantazja ich właścicieli.
Na bliskim Podolu były już w tym czasie jeno pogorzeliska. Na ogromnym szmacie kraju, gęsto przedtem usianym dworami o wysokiej rolniczo-gospodarczej kulturze, nie ostał się już ani jeden folwark, ani jeden dom mieszkalny, ani jedno gospodarstwo.
Spalono prześliczną Korytnę Kosseckich, drogą mi jak dom rodzinny, a pełną pamiątek i skarbów, jak stara szkatułka zapachów. Zniszczono – rywalizujące z nią co do bogactwa i cenności zbiorów – Skazińce, niebywale piękne Malinicze, Bujwołowce, Knyszyńce.
Rozgrabiono doszczętnie, tak że ślad nie został Skibniewo, Andrejkowce, Rajkowce, Ohremowce i szereg niezliczony innych. Właściciela Ohremowiec Stanisława Skibniewskiego, nieustraszonego myśliwca-wilczarza zamordowano i ciało spalono, rozrzucając ciało w cztery strony świata.
Niektóre dwory z budynkami rozbierano do ostatniej cegły, wycinano ogród w pień i miejsce po folwarku zaorywano, aby właściciel nie miał dokąd wrócić i nie mógł rozpoznać miejsca, w którym się urodził[…]".
Za każdą z tych obco brzmiących nazw kryje się tragedia ludzka. Utrata dorobku pokoleń. Ludzie od setek lat mieszkający na wschodnich kresach Rzeczpospolitej musieli odejść z tych ziem, ponieważ byli Polakami. Na drugą część artykułu zapraszamy za tydzień. |